To już nie pierwsza moja wyprawa do naszych południowych sąsiadów. Na Tosi przejazd przez granicę specjalnego wrażenia nie zrobił. Właściwie śmiała się tego, że to miejsce nazywa się granicą, dziwila się, że za 100 złotych dostaliśmy 680 koron, ale tak generalnie to wszytsko według niej to takie dziwactwa, bo w końcu i tak będziemy w jednej unii. Ma rację, ale ja bardzo dobrze pamiętam te poprzednie wyprawy. Pierwsza to nie moja, a mojego brata Piotrka. W sierpniu 1980 roku byliśmy razem na chyba XIII Ogólnopolskiej Turystycznej Giełdzie Piosenki Studenckiej w Bazie Pod Ponura Małpą pod namiotem. To były takie czasy, że masło dostępne było właśnie tylko za granicą mi właśnie to najbardziej pamietam z tego wypadu do Czech. Piotrek przyniósł zwykłe masło kupione bez kartek i mogliśmy posmarować bułki na śniadanie. Ja nie mogłem z nim pójść bo nie miałem paszportu. Potrzebna byla też książeczka walutowa. Później byłem jeszcze raz w Szklarskiej nie myśląc wcale o wyjeździe za granicę. No bo po co? Z Bartkiem świetnie bawiliśmy się po polskiej stronie granicy i największą atrakcją związaną z granicą było stanie rozkrokiem po stronie czeskiej i polskiej gdzieś w okolicach Trzech Świnek pod Szrenicą.Potem wybraliśmy się z Dorotką na rocznicową wycieczkę do Pragi, byliśmy tam razem w sumie dwa razy, za drugi przelatując tanio samolotem.
Czy coś się zmieniło? Chyba tak. Łatwiej nam teraz ze sobą. Chyba nie ma tylu uprzedzeń. Polubiłem bardzo Jaromira Nohavicę, obejrzeliśmy kilka dobrych czeskich filmów. Kawa w czeskiej kawiarni smakuje tak jak w polskiej:
Jedyny problem to taki, że osię rozbolała głowa po zjedzeniu w KFC ot Shotsów. Staraliśmy się bardzo znaleźć jakieś bardziej miejscowe jedzenie, ale poza:
nie udało się znaleźć żadnej restauracji, która serwowałaby jedzenie na wolnym powietrzu. MacDonalds jak wszędzie, KFC jak wszędzie, może tylko taka rożnica, na którą Tosia zwróciła uwagę, że Mac Flary w Liberecu jest rownież z Lentilkami, a na stacji benzynowej nie ma M&Msów. Są za to napoje o jakich nam się nie śniło. Na przykład zielona herbata z limonką. Jak dotąd nie udalo mi sie jednak trafić na podłużne jajko, które kiedyś będąc na koloniach w latach siedemdziesiątych widziałem w supermarkecie u "Zeny za ladou" . Ładnie zrolowane jajko długości około 20 cm z żółtkiem w środku. Nie, wtedy nie jadłem, ale zapamiętałem. Słuchaliśmy podczas podróży czeskiego radia i to co zwrociło moja uwagę to bardzo często powtarzane "Jiżisz Maria". Wiem, że naród czeski nie jest zbyt pobożny, a tu masz... Pod pewnymi względami nie dogonimy naszych sąsiadów. Oto jak wyglądają u nich przystanki autobusowe, zwane "Zastawka":
Ale nie wszystkie, nie wszytskie...












